- Ma pani 1200 zł na koncie, przecież sprawdzała to pani parę dni temu.
- 1200? Dobrze. Dziękuję. Do widzenia - żegnasz się i opuszczasz budynek banku.
Wsiadasz do samochodu i kierujesz się z powrotem do domu. Siadasz na łóżku i rozkładasz laptop na kolanach. Odpalasz skype i od razu dzwonisz do dostępnego ojca.
- O witaj córuś. Dawno do nas nie dzwoniłaś - na ekranie pojawiają się twarze obojgu Twoich rodziców.
- Wiem. Tato, dlaczego na moim koncie nie ma kasy? Mówiłeś, że przelejesz w piątek - natychmiast przechodzisz do sedna.
- Zosiu, Zosiu - Twoja rodzicielka kręci głową. - Doszliśmy z tatą do wniosku, że powinnaś sama zacząć na siebie zarabiać. Nauczyć się odpowiedzialności. Nie możemy cię ciągle utrzymywać.
- Dlaczego nie? Kasy macie aż nadto - marszczysz brwi.
- Proponowałem, żebyś przyleciała tutaj do nas, do Stanów, wtedy mogłabyś pracować w mojej firmie i żyć z mojego konta - odzywa się ojciec.
- Wiesz, że nie zamierzam opuszczać Polski i klubu.
- Wiem i dlatego musisz znaleźć pracę. Kiedy zobaczymy, że zarabiasz na siebie chociaż trochę, będziesz dostawała od nas nadal pieniądze, ale to cię nauczy życia córuś. Stajesz się za bardzo rozpieszczona.
- Ale tato... - jęczysz.
- Żadnych ale, dajemy ci trzy tygodnie. Znajdź coś, albo sprowadzamy cię do nas i będziesz pracowała tutaj. Masz wybór. Pa, córuś - żegna się, i nie czekając na żadne słowo sprzeciwu, rozłącza się.
- No pięknie - mówisz sama do siebie i wyładowując całą złość, przywalasz poduszką w ścianę.
Podchodzisz pod wejście niewielkiej restauracji ''Złoty Smok'' i spoglądasz na niebieską kartkę przyczepioną do szyby - 'poszukujemy kelnera'. Znakomicie.
To już Twoja druga próba w tym tygodniu. Praca na kasie, na stacji paliw, jakoś nie przypadła Ci do gustu. Popychasz drzwi i wchodzisz do środka. Od razu kierujesz się do gabinetu kierownika. W środku znajduje się jeszcze jakaś dziewczyna. Brunetka jest tak chuda, że jesteś pewna, że mogłabyś policzyć każdą jej kość. Przysadzisty mężczyzna, o niezbyt przyjemnym wyrazie twarzy, wskazuje Ci miejsce obok kobiety. Po krótkiej rozmowie, dowiadujesz się, że brunetka o imieniu Marlena, także chcę dostać tę posadę, a kierownik Kazimierz nie wie, którą z was wybrać. No to się zdecyduj człowieku - ganisz go w myślach. W końcu jednak obie dostajecie trzy dni, żeby się wykazać i pokazać, czy się nadajecie. Wstajecie i obie ściskacie swoje dłonie z krzywymi uśmiechami, wyzywając się nawzajem w myślach samymi niecenzuralnymi słowami.
Twój pierwszy dzień w pracy. Ubierasz się jak najmniej wyzywająco i jedynie pokręcasz rzęsy tuszem. Marlena, szykuj się na przegraną - uśmiechasz się do swojego odbicia w lustrze i wychodzisz z mieszkania.
Dzień trzeci. Jak zwykle na początek dostajesz biały fartuszek, którym opasasz się w pasie i tym razem zadanie obsłużenia rodziny z trójką dzieci. Starasz się być dla klientów jak najbardziej miła, czego nie można było powiedzieć o Twoim stosunku do Marleny. Nie szczędzisz jej zgryźliwych uwag, a ona nie pozostaje Tobie dłużna. Psychiczne, to ty Marlenko, ze mną nie wygrasz - śmiejesz się w duchu.
Ale przecież to wcale nie było specjalnie, kiedy podstawiłaś jej nogę, a cały kubek gorącej czekolady wylał się na klienta. To było w pełni niechcący! Tak, tak se tłumacz Zośka...
Ale to jeszcze nie był koniec. Nagle, przy jednym ze stolików, wybucha wrzawa. Odwracasz się od lady i widzisz przyczynę tego całego zamieszania. Mianowicie, przy obleganym przez dziewczyny w każdym wieku stoliku, siedzi czterech siatkarzy - Łasko, Gierczyński,Wojtaszek i Kubiak. Po kilku minutach, kiedy już wszystkie autografy zostają rozdane, robi się spokojniej, a Ty podchodzisz zebrać zamówienie.
- No, no, no. Ty tutaj? - uśmiecha się kapitan.
- Jak widać - wzruszasz obojętnie ramionami. - Co podać?
- Siebie - szepce, a ty prychasz pogardliwie.
- Na serio pytam - mówisz, starając się nie zwracać uwagi na wlepione w Ciebie spojrzenia sportowców. No może oprócz Kubiaka, bo ten z zapałem przegląda właśnie menu.
W końcu, z niemałą trudnością, udaje Ci się wyciągnąć, czego sobie życzą i z zapełnioną kartką, wracasz do kuchni. W drodze powrotnej do stolika, zatrzymuje Cię kierownik.
- Panno Malinowska, muszę przyznać, że wywarła pani na mnie bardzo dobre wrażenie i jestem skłonniejszy oddać tę pracę w pani ręce. Mam nadzieję, że do końca dnia, niczym pani mi nie podpadnie i będę mógł z czystym sercem panią zatrudnić. Tak więc, życzę powodzenia i niech wraca pani do obowiązków - wymusza uśmiech i wymija Cię szerokim łukiem.
Widzisz w oddali przed sobą, wpatrzoną w Ciebie ze złością, twarz Marleny. Najprawdopodobniej wszystko słyszała. Szczerzysz się do niej perfidnie i podchodzisz do stolika siatkarzy. Każdemu stawiasz przed nosem napój i odwracasz się, ale przez przypadek potrącasz tacę niesioną przez Twoją znienawidzoną współpracownicę, co skutkuje wywaleniem posiłku na jej nieskazitelnie białą koszulę.
- Przepraszam - mówisz szczerze. Co jak co, ale to był na prawdę wypadek.
- Spieprzaj - warczy.
- No nie denerwuj się - mówisz. - To było na prawdę niechcący.
- Chcesz mnie na siłę pozbawić tego stanowiska, prawda? - patrzy wyzywająco w Twoje oczy.- Dziwka - syczy przez zęby.
Teraz to ostro przesadziła, a Ty niestety nie należysz do osób opanowanych. Chwytasz za truskawkowy koktajl, który dopiero co postawiłaś przed kubiakowym nosem i nie zważając na przyglądających się całemu temu zajściu klientom, wylewasz wszystko na brązowe włosy Marleny. Z ust dziewczyny wyrywa się ryk i po chwili rzuca się na Ciebie z dziką furią. Może i jest niesamowicie chuda, ale na siłę to się niestety nie przekłada. Przewalacie się na podłogę i tarzacie się teraz okładając nawzajem po twarzach i ciągając za włosy. Dookoła wybucha chaos. Czujesz jak ktoś za wszelką cenę stara się was rozdzielić, niestety z marnym skutkiem. W końcu udaje Ci się przewrócić brunetkę na plecy, ale zanim zdążasz się na nią zamierzyć, czujesz, jak ktoś odciąga Cię do tyłu. Przywierasz do torsu jakiegoś osobnika, uwięziona w stalowym uścisku.
- Lepiej ją stąd wyprowadź - słyszysz głos i czujesz, jak ktoś siłą wyciąga Cię na zewnątrz.
Pozostaje Ci jedynie wyzywanie dziewczyny wszystkimi synonimami żeńskich genitaliów, jakie tylko przychodzą Ci na myśl.
____________________________
Jakieś takie dziwne, no ale cóż pisałam to, jak jeszcze byłam chorą i nie bardzo racjonalnie myślałam :p
Pozostawiam wam to do oceny i nie bójcie się negatywnych opinii, ja na prawdę nie gryzę :)
SOVIA!!! Taaaak <3 Boże umarłam, padłam i już nie powstanę. Radośćniedoopisania!!!
Teraz jeszcze Jastrzębski i będę po prostu w siódmym niebie! Polskie Koksy do boju!
Zapraszam również do polubienia tej oto stronki: klik
Pozdrawiam :-*
Nie wiedziałam, że Zosia jest tak agresywna. Ale nie ma się co dziwić. Ja też na jej miejscu bym pewnie straciła panowanie nad sobą.
OdpowiedzUsuńCiekawe kto ją wyprowadził. :)
Ale kurczę, mam nadzieję, że jednak nie straci tej pracy. :)
Pozdrawiam
Ciekawie... Tak myślałam, że z tego "okresu próbnego" nie wyniknie nic dobrego. Hmm.. Kto móg ją przytrzymać.... Stawiam na Kubiaka :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, no_princess :D
O rany, ale ta nasza Zośka jest agresywna :D Ciekawa jestem czy nadal pan kierownik będzie skłonny dać jej pracę. Czyżby te silne męskie ramiona wyprowadzające ją z restauracji to były ramiona Kubiaka? Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału bo piszesz wspaniale! Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńA nawiązując do meczu to u mnie także panowała dzika euforia :D Resovia <3
Uuu tatuś już nie chce dawać kasy córeczce :P No i ja się pytam: Dlaczego Panowie siatkarze w postaci : Łasko, Kubiak, Wojtaszek oraz Gierczyński nie rozdzielili już na początku dziewczyn ani nie mówili, że mają się uspokoić :D :)
OdpowiedzUsuń.
Taaaa Jastrzębie do boju! :) Ale to DELECTA miała być w finale!
Marta♥